Rentierstwo, dochód pasywny, życie z odsetek kasa wpadająca bez pracy… Och, jak często o tym się marzy. Prawie tak często jak o tym, że milion złotych i już pływamy jak pączek w maśle przez najbliższe sto lat. Cóż, z mitem miliona złotych jako sposobu na życie rozprawiłem się w jednym z poprzednich wpisów – tak więc czas na rozpracowanie rentierstwa.
Czym jest rentierstwo? To osoba, która żyje nie pracując, bądź wykonując bardzo ograniczone czynności w znacznie mniejszym wymiarze czasu niż praca etatowa zarabia na swoje życie. Uznaje się też, że rentierstwo to raz wykonana praca przynosząca dochody w przyszłości.
[otw_is sidebar=otw-sidebar-1]
Brzmi nieźle, prawda? Tylko czy tak naprawdę jest to realne do osiągnięcia? Według wielu blogerów to życie z odsetek, z nieruchomości, z giełdy. Cały wpis podzielę na dochody całkowicie, częściowo i nie-pasywne, w każdym opisując dlaczego dany rodzaj przychodów uszeregowałem tak a nie inaczej. Zapewne lista nie będzie kompletna, dlatego zapraszam do uzupełniania jej w komentarzach.
Dochód pasywny – w 100% pasywny.
Sięgając do powyższych definicji widać pewną nieścisłość, zwłaszcza w zakresie czasu jaki musimy poświęcić by osiągnąć dany efekt. Dla jednych praca w zakresie 10 godzin tygodniowo (1/4 etatu) to będzie zbyt wiele. Dla innych – to będzie taka ilość czasu by taki dochód uznać za rentierstwo.
Osobiście uważam, że dochód pasywny jest wtedy, gdy wykonaliśmy jedną pracę raz i już nic więcej nie musimy robić.
Do takich rzeczy należy przede wszystkim twórcza praca: pisanie książek, tworzenie muzyki, robienie zdjęć. Po stworzeniu takiego artystycznego dzieła, które łatwo może być powielane (więc raczej nie chodzi tu o obrazy) podpisujemy umowę z wydawcą bądź wrzucamy fotki do banku muzyki/zdjęć i voilà: kaska wpada bez naszego udziału. Książki sprzedaje wydawca, banki handlują naszą muzyką lub zdjęciami i z każdego sprzedanego egzemplarza jakiś grosz nam wpada. Oczywiście w przypadku książek może się okazać, że umowa wymaga na nas pojawienie się od czasu do czasu w sklepie celem podpisania paru egzemplarzy – aczkolwiek bardziej mam na myśli tutaj jakiś czas od premiery. W końcu „Wiedźmin” Sapkowskiego się sprzedaje do dzisiaj. O „Potopie” Sienkiewicza nawet nie wspominając 😉 Czyli to jest właśnie taka działalność, która nie wymaga od nas żadnego działania.
Inna sprawa, że nie każdy przejaw naszej twórczości jest stale płatny. Wspomniany obraz może i być dziełem na miarę „Mona Lisa” Da Vinciego, ale autor kasę za niego dostanie tylko raz. Za artykuł w gazecie podobnie, nawet jeśli później będą go przedrukowywać.
Dochód częściowo pasywny.
Tu wchodzimy w popularne pojęcia, które większość ludzi ujmuje jako dochody pasywne. Stan faktyczny jednak pokazuje, że wymaga to sporo pracy.
Na pierwszy ogień: lokaty bankowe. Nienajgorszą ofertę lokaty na rok czy dwa można znaleźć. Zmiana banku co kilkanaście miesięcy to nie jest zbyt wielki wysiłek. Z drugiej strony, w krótszych lokatach atrakcyjne oprocentowanie mamy na 1-6 miesięcy i to zazwyczaj z limitem do 10 tysięcy złotych. Czyli z tego przykładowego miliona złotych oznacza to, że założymy setkę lokat (o ile banki umożliwią założenie kilku lokat na tą samą promocję) i w dodatku będziemy je co najmniej dwa razy w roku zmieniać czy odnawiać. Mrówcza robota i daleka od mojego pojęcia rentierstwa.
Druga rzecz to nieruchomości. Te pozwolę sobie podzielić na dwie części, tutaj wspomnę o kupnie nieruchomości na wynajem i oddanie jej „we władanie” pośrednikowi. Rozwiązanie dobre i praktycznie wpisujące się w rentierstwo pełną gębą – w końcu praktycznie nic nas nie interesuje, prócz tego, żeby złotóweczki co miesiąc się na koncie pojawiały. Sam wynajmowałem w Londynie mieszkanie od człowieka, który mieszkał na codzień we Francji. Przez rok najmu dostał raz telefon z agencji gdy była prośba o dorobienie jeszcze jednego klucza. Minusem tego rozwiązania jest niemała prowizja jaką weźmie pośrednik. Wciąż też uważam, że warto mieć pojęcie co się dzieje z naszą nieruchomością – chyba że agencja weźmie na siebie ryzyko związane z przestającym płacić najemcą. Dlatego też uważam to za dochód częściowo pasywny – bo płacimy za to, że ktoś za nas wykonuje pracę.
Trzeci rodzaj częściowo pasywnych inwestycji to takie, które dają jednorazowy dochód po pewnym czasie od inwestycji. Mam tu na myśli wszelkie zakupy, które w dłuższym okresie czasu chcemy odsprzedać z dużym zyskiem. Czy to będzie ziemia, beczka whisky czy kolekcja monet albo kapsli po limitowanej edycji oranżady – to bez różnicy. Istotne jest, że trzeba monitorować rynek, by wiedzieć kiedy jest dobry moment na sprzedaż. W przypadku rzadszych dóbry (jak np rzadka whisky czy wódka) może się okazać konieczne poniesienie dodatkowych kosztów by wyjść z naszej inwestycji – chociażby w postaci prowizji dla domu aukcyjnego czy dostarczenia towaru do niego. A wcale nie musi to być aukcja w Polsce…
Czwarty punkt często wymieniany to spółki dywidendowe. Tu wkład pracy na początku jest minimalny, bo trzeba tylko wyselekcjonować spółkę o solidnych fundamentach i dobrej historii dywidendowej. Jednak i tu należy się pilnować i mieć nie zasypiać gruszek w popiele, bo nawet tak duże instytucje jak np ING Bank Śląski mogą wstrzymać wypłatę dywidend na jakiś czas. A wtedy i nasze dochody spadają. Nie mniej istotną kwestią jest wartość akcji, bo co nam po wypłacie 10% dywidendy, jeśli po zakupie kurs spadł o 50%? Albo co gorsza spółka upadnie, jak np Krosno S.A. które wypłacało dywidendy na początku XXI wieku, a potem w 2009 roku zostało postawione w stan upadłości likwidacyjnej, a obrót ich akcjami zawieszono 30 października 2009 roku. Spółka co prawda przetrwała, natomiast inwestorzy, którzy nie trzymali ręki na pulsie – stracili.
Dochód nie-pasywny.
Konfucjusz stwierdził, że jeśli wybierzemy na pracę to co kochamy, to nie będziemy zmęczeni. Jasne, inaczej się pracuje, gdy robimy to co lubimy, a inaczej gdy słysząc budzik myślimy o pracy i rzucamy soczystym mięsiwem. Ale mimo wszystko praktycznie każda praca wiąże się z klientem a czasami i szefem. I jakkolwiek byśmy lubili tą pracę – nie jest to w 100% idealne. Zresztą – ideałów nie ma. Dlaczego o tym piszę? Bo część osób pewien rodzaj pracy podaje jako dochód pasywny.
Prowadzenie bloga podrzucają jako dochód pasywny. A przecież artykuł trzeba napisać… Ten wpis, do tego momentu, ma prawie 1000 wyrazów. To się nie pisze ot tak. W ostatnim podcaście (to się w ogóle odmienia po polsku?!) Michał mówi, że stara się codziennie napisać dwa tysiące słów do swojej książki – i przez to nie ma go na blogu, w mediach społecznościowych etc. Więc pisanie to też praca. Podobnie jak wrzucenie i kontrola wtyczek do Google Adwords, linków referencyjnych (tu chodzi też m.in. o pilnowanie terminów promocji) czy nawet pisanie artykułów sponsorowanych. Jak taka zajmująca praca, bo jednak stworzenie wartościowego, dobrego jakościowo i przede wszystkim zgodnego z faktami i zawierającymi dane źródłowe wpisu zabiera nie mało czasu. Może i ten blog ma niewiele wpisów, ale coś na ten temat wiem 🙂
Wynajem nieruchomości na własną rękę. Tu w idealnej sytuacji pojawia się najemca, który wynajmuje na długi okres, sam wszystko reguluje, nie skarży się, a jak będzie przeciekał kran to nic nie powie, tylko wymieni na nowy i nie będzie chciał nawet zwrotu kasy. Ilu wynajmujących tak ma? No cóż, im więcej doświadczenia, tym łatwiej coś takiego ogarnąć. Ale szukanie „idealnego najemcy” jest czasochłonne. Pokazywanie mieszkania, tworzenie ogłoszeń, przygotowywanie dokumentów… A potem jeszcze pamiętać o czynszu (bo zazwyczaj właściciel opłaca czynsz do spółdzielni), rozliczać to co jest w czynszu (woda, ogrzewanie etc) no i bieżące sprawy jak właśnie uszkodzony sprzęt czy (przypadek znany z autopsji) zatrzaśnięcie kluczy w mieszkaniu i konieczna interwencja straży pożarnej – bo otwarte okno było 😉 Można to lubić – ale to wciąż praca zabierająca czas, a dochód pasywny z założenia ma powstawać bez tracenia czasu przez nas.
I to by było na tyle. Faktyczny dochód pasywny jest bardzo ciężko osiągnąć. Cała reszta wymaga pracy i to, wbrew pozorom, sporo pracy.
Czy coś pominąłem? A może jeszcze jakiś dochód powinien się znaleźć na powyższej liście? Zapraszam do dyskusji w komentarzach 🙂
Jeśli chodzi o nieruchomości to bardziej „pasywne” wydają się REITY lub ETFy na REITy. Oczywiście jak w przypadku akcji liczy się takze timing i obserwacje. Fajny wpis. Dorzuciłbym własna firma typu samograj.
Firma typu samograj? Możesz rozwinąć myśl?
jeśli dobrze odczytuje termin samograj…. to chyba jednak ten przykład to trafienie kulą w płot
tę „branżę” akurat znam – roboty jak w każdej innej firmie pod dostatkiem
oj z tymi lokatami jako dochód pasywny…. to pojechałeś po bandzie
czas poświęcony na ich założenie jest chyba „droższy” niż potencjalne zyski, przy tych stopach %
tak jak napisałem – to dochód częsciowo pasywny – bo można założyć lokaty na 2-3 lata i mieć „spokój” na taki czas… A zyski będą co roku zazwyczaj. Stopy procentowe są bardzo niskie (choć i tak wyższe niż na zachodzie Europy) i nie zanosi się na zmianę.
Nie jest łatwo, ale trzeba starać się, chociaż zbliżyć do pasywnego zarobku. Ciężko będzie osiągnąć w pełni pasywny dochód, ale nieruchomości chyba są na samym przodzie.
Pytanie gdzie jest granica pasywności: godzina rocznie? Kwartalnie? Miesięcznie? Tygodniowo?
Nieruchomości mają wysoki współczynnik dochodu, natomiast jest to okupione wysokim progiem wejścia.